poniedziałek, 7 kwietnia 2014

Jak nie zwariować na diecie czyli odchudzanie dla leniwych (cz. I)

Dzisiaj temat typowo babski. Nie jestem typem osoby, która wiecznie się odchudza, ale mimo wszystko mam doświadczenie w tym temacie. Trzy lata temu schudłam 20 kg, które niestety, z własnej głupoty przybrałam z powrotem, ale niecały miesiąc temu postanowiłam, że koniec z tym żarciem, trzeba znowu zabrać się za siebie. W ciągu ostatnich trzech tygodni udało mi się schudnąć równe 3 kg. :) Do połowy września chciałabym zrzucić w sumie 30. Nie przedstawię Wam jednak diety cud - co jakiś czas będę się z Wami dzieliła paroma łatwymi trikami i przepisami, które pozwolą Wam przeżyć na diecie. Zacznijmy od najważniejszego.

Zasada n°1: Podstawa diety bez frustracji

Nigdy, przenigdy nie można sobie niczego odmawiać! Mówię tutaj również o czipsach, pizzy i czekoladzie (zresztą pisząc te słowa, wpierdzielam Toblerone). Oczywiście większość diet wyklucza takie produkty, ale to najgorsze co można zrobić - to pierwszy krok do frustracji. Wiem co mówię, na mojej pierwszej diecie (pierwsze 5 kg z poprzednio zrzuconych 20) miałam mnóstwo ograniczeń. Chudłam wolniej i po jakichś dwóch miesiącach rzuciłam wszystko w cholerę. Od kiedy to zmieniłam, dieta przynosi mi dużo przyjemności, bo chudnę jedząc to co lubię. Dobra, przejdźmy do konkretów, bo zaczynam brzmieć jak reklama proszku do prania.

Oczywiście takie pozwalanie sobie na wszystko nie jest nielimitowane, ale trzeba zdać sobie sprawę z tego, że ograniczamy jedynie ilości. Najlepszym sposobem jest waga kuchenna - ona postawi Was przed wyborem 40g czipsów lub dwóch kromek chleba z szynką. Wtedy wystarczy wybrać jedno z dwóch, pamiętając tylko o tym, że drugiej rzeczy będziemy musieli sobie odmówić. W tym wypadku najczęściej działam tak: jeżeli jestem głodna, wybieram kanapki, a jeżeli po prostu chcę zaspokoić potrzebę na coś niezdrowego, czipsy.

Jeśli przygotowujecie danie, w którym występuje bardzo kaloryczny produkt to starajcie się zmniejszyć jego ilość na korzyść innych składników. Już podaję przykład: około raz na tydzień jadam jedno z najbardziej tradycyjnych belgijskich dań: stek z frytkami. Wbrew wszelkim przekonaniom, czerwone mięso nie sabotuje diety - zwykle zjadam stek ok. 200-gramowy, do tego porządną porcję sałaty z lekkim dressingiem, ale ilość frytek ograniczam do jednej pięści (porządnej pięści grubych frytek, 10-15 sztuk) z ketchupem light.

Pamiętajmy tylko o tym, żeby stek, nasmarowany jedną lub dwoma łyżeczkami oleju, zależnie od wielkości, wrzucać na rozgrzaną patelnię zamiast rozgrzewać nieograniczoną ilość tłuszczu przed smażeniem mięsa. W wersji idealnej, powinno ono być robione bez dodatku oleju na grillu.


Mój pierwszy eksperyment z tym daniem od powrotu na dietę. Teraz kawałek mięsa jest już stanowczo większy, a sałata przeniosła się z talerza do osobnej miski. :-)

Trik n°1: Mam ochotę na czipsy!

Wracając do tematu czipsów - mam na nie jeden, niezawodny sposób. Zawsze wybieram czipsy typu chrupki serowe, paprykowe, zamiast klasycznych czipsów ziemniaczanych. Takie chrupki są bardziej lekkie i za tyle samo kalorii możemy zjeść czasem nawet podwójną porcję. Jeśli jednak wolicie czipsy tradycyjne, możecie rozejrzeć się za czipsami light lub czipsami pieczonymi, które mają mniej kalorii, bo nie taplają się w tłuszczu. Ale nikt Wam też nie zabrania zjedzenia tych najzwyklejszych - pamiętajcie jednak o zasadzie wagi kuchennej. 30 g czipsów tradycyjnych to być może równowartość w kaloriach 50 g czipsów light...

Przepis n°1: Groch z kapustą

No i na zakończenie, coś dla miłośników tradycyjnej, polskiej kuchni. Od zawsze uwielbiałam szare kluski, jednak jest to jedna z bomb kalorycznych, której mimo zasady n°1 staram się unikać (staram... czyli od czasu do czasu i tak sobie na nie pozwalam, zasada n°1 zawsze przewyższa nad wszystkimi innymi :-) ). Pewnie część z Was zna już ten przepis. Ja pierwszy raz danie to jadłam u Babci i uwielbiam je od małego, przerobiłam je tylko minimalne na potrzeby diety.

Potrzebne produkty na dwie porcje:
- Groch (suszony), ilość dowolna, żółty lub zielony (ja preferuję żółty, bo według mnie ma lepszy smak).
- 4 łyżeczki oliwy.
- 100gr pokrojonego na skwarki mięsa z boczku (bez tłusczu).
- Kefir light, 800ml.

- Kapusta kwaszona, ilość dowolna.

- 2 liście laurowe.

- Pieprz w ziarnach.

- Sól.

Groch rozmoczyć w wodzie dobę przed gotowaniem. Następnego dnia przelać zimną wodą przez sitko. Wsypać do garnka, nalać wody tak, żeby przykrywała groch i wystawała 1cm ponad niego. Potem można gotować albo bardzo długo (dwie, trzy godziny), aż sam się rozwali, albo przez pół godziny i zmiksować na końcu. Podczas gotowania trzeba oczywiście dolewać wody, tak, żeby się nie przypaliło.

Kapustę również zalać wodą, dodać ziarenka pieprzu (ilość według uznania) i liście laurowe, gotować ok. 30 minut, przecedzić.

Podgrzać dwie łyżeczki oliwy, usmażyć na niej skwarki, dolać resztę oliwy na minutę przed zdjęciem z ognia.

Nałożyć kapustę i groch na talerze, polać groch tłuszczem ze skwarek i wysypać na niego skwarki. Danie idealnie smakuje popijane kefirem, dlatego podałam go w składnikach.

Smacznego!

No i na koniec małe motto na dziś: Szczupła sylwetka jest warta poświęceń. Ja poświęcam obiad i kolację dla podwójnego menu w Mc’u.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz